Volvo S60 2.0T 2010r. Autodetailing

VOLVO S60  FOR SALE... 


Dziś przedstawię Wam pacjenta, po którego pojechałem, aby przygotować go do sprzedaży. Klient, który miał go kupić, był już praktycznie za zakrętem, więc usługa była bardzo ,,na cito". Auto wymagało dokładnego odkurzenia, a plastiki wewnętrzne zabezpieczenia. Z zewnątrz zaś standardowo: dokładne mycie, wycieranie i jakiś Quick Detailer, aby podbić efekt wizualny. Nie koniecznie na długo. Czy auto spodobało się potencjalnemu klientowi? Zapraszam do lektury. 👍

Wprowadzenie:
Zacznę od przedstawienia auta. W niedzielne popołudnie pojechałem po Volvo S60 z 2010 roku. Jeśli chodzi o stylistykę, możnaby długo dyskutować... Mnie się nawet podoba. 😉 To pierwsze, tak agresywnie stylizowane Volvo. Patrząc na poprzednie generacje samochodów ze szwedzkiego koncernu, nie bez powodu użyłem słowa ,,agresywnie", ale pasowałoby również słowo ,,odważnie".

Na pierwszy rzut oka zdawałoby się, że nie będę miał dużo pracy... 



Niestety... Myliłem się. Pracy było więcej niż się spodziewałem. 



Co do reszty auta, jest to nic innego, jak Ford Mondeo MK4, choć patrząc na auto z zewnątrz, może się wydawać, że bliżej mu do Focusa III w wersji sedan. Mianowicie: długość S60 to 4628 mm, szerokość 1865 mm, a rozstaw osi to 2776 mm. Auto jest wyraźnie krótsze niż Mondeo, przez co w tej kwestii naprawdę bliżej mu do Focusa, ale szerokość i rozstaw już jest na korzyść Volvo względem kompakta. Nie zmienia to faktu, że nawet przy takich wymiarach zewnętrznych, przestrzeń we wnętrzu Volvo S60 jest klaustrofobiczna. Zarówno o Mondeo MK4, jak i Focusie MK3 pisałem na Mat-Motors. Jak ktoś ma ochotę, zapraszam.




O Mondeo pisałem przy okazji korekty lakieru, Focusa dostałem do testu po face liftingu z wyprzedaży rocznika 2017.


Wyposażone opisywanego auta jest dobre, ale już wykończenie wnętrza pozostawia wiele do życzenia. Jest to marka premium, więc bez dwóch zdań powinno być lepiej niż w fordowskich odpowiednikach. Nie jest, ale dziś nie o tym. To tylko tak w skrócie.


Auto było trochę zmęczone codzienną eksploatacją w ruchu miejskim, ale liczne odpryski na masce i przednim zderzaku zdradzały, że auto musiało się również poruszać bardzo szybko poza granicami miasta. Felgi były w złym stanie nie tylko z powodu pyłu z klocków hamulcowych i innych zanieczyszczeń. Były również zniszczone. O ile z tą pierwszą opcją poradzę sobie bez problemu, z tą drugą będzie trzeba się zgłosić do innego specjalisty, ale to już nie za kadencji obecnej właścicielki. Ja z tego co mam, postaram się wyciągnąć jak najwięcej, aby kupcowi mimo wszystko takie felgi się spodobały.


Opony dawno straciły oryginalny czarny kolor, a w nadkolach znajdowały się ogromne ilości zaschniętego błota. Z tym również nie będę miał problemów. 



Lakier był w ciekawym kolorze. Bez głębi i połysku, ale jednak ciekawy. To dowód na to, że sedan nie musi być czarny czy srebrny. W tym przypadku mamy całkiem oryginalny kolor o nazwie ,,Orange Flame Pearl". Tak nazywa go Volvo. Tu jednak należało włożyć sporo pracy, aby lakier znów był piękny. Narazie pokrywał go pył i kurz od długotrwałego omijania myjni samochodowej. Poza tym sporo ptacich kup, które niestety wniknęły już w strukturę lakieru.

Na zdjęciu widoczny na lakierze (już umytym) ślad po jednej z ptacich kup, która przez dłuższy czas nie została zmyta. 




Na kilku elementach znalazłem również ślady po świeżym asfalcie, których bez odpowiedniej wiedzy oraz chemii, pozbyć się jest niezwykle trudno. Tu musiałem chwilę popracować, ale wszystko zeszło bez śladu. 


Środek nie był bardzo brudny, jednak wymagał odświeżenia gdzie tylko bym nie spojrzał. Nie pomagał jasny odcień podłogi i dywaników.


Skóra na fotelach była w dobrym stanie, wymagała jednak odkurzenia, podobnie jak plastiki. Kolorystyka wnętrza równiej jest ciekawa, nie dostępna w polskich salonach. Mnie jednak nie przypadła do gustu.


Jeśli chodzi o wprowadzenia, to by było na tyle. Czeka mnie kilka godzin roboty. Do dzieła!

Felgi, opony, nadkola:
Na pierwszy ogień poszły felgi. Preparat typu ,,krwawa felga" długo ,,wgryzał się" w zabrudzenia.


Finalnie został spłukany bezdotykowo. Nie spodziewałem się, ale się udało. Felgi mają już swój oryginalny kolor, ale widać już na nich liczne przetarcia i schodzący lakier. No cóż... Lepsze takie, niż brudne. 😉


Spryskane opony również ,,przegryzają się" z brudem, podobnie jak nadkola. Później zajmę się nimi odpowiednimi szczotkami. Plastiki w nadkolach oraz opony znów będą czarne. 

Aktywna piana:
Gdy skończyłem z kołami, całe auto pokryłem aktywną pianą.


Ta również ,,pracowała" na aucie dłuższy czas, a ja, z pędzelkami w dłoni zająłem się emblematami, kratkami grilla, klamkami i ogólnie trudno dostępnymi miejscami, których nie domyję rękawicą.


Nie mogłem oczywiście zapomnieć o klapce od wlewu paliwa. Nie ma przy tym stosunkowo dużo pracy, a efekt końcowy jest zwykle bardzo ładny. O tym miejscu raczej niewiele osób myśli podczas mycia auta.


Po kilku minutach, gdy piana spłynęła z największym brudem, spłukałem wszystko wstępnie wodą z mikroproszkiem, aby jeszcze raz pokryć karoserię aktywną pianą, ale tym razem pomogłem jej rękawicą z mikrofibry.


Całość spłukałem dokładnie wodą zdemineralizowaną. Auto już wygląda dobrze, ale to jeszcze nie koniec. Volvo jest dopiero przygotowane do dalszych prac, choć wielu ludzi na tym kończy mycie auta. To błąd... 


Odkurzanie wnętrza:
Po dokładnym wytarciu całego nadwozia zabrałem się za odkurzanie wnętrza. Tu, jak już wspomniałem, poza dywanikami nie było tragedii. Właścicielka dbała o to, co widać na pierwszy rzut oka.


Do plastików wystarczył płyn typu APC o słabym stężeniu na górne partie, oraz ten sam płyn o silnym stężeniu na dolne partie wnętrza, takie jak  okolice tunelu środkowego i podłokietnika z uchwytami na kubki, ale również plastikowe progi czy drzwi przy progach. Było tam sporo śladów od butów.


Resztę odkurzyłem w tradycyjny sposób, w trudno dostępnych miejscach używając pędzelka. Efekt zabezpieczyłem błyszczącym dresingiem, który utrzyma się w aucie przez jakiś czas, jednocześnie ładnie wyglądając i pomagając utrzymać wnętrze w czystości.

Wnętrze wprawdzie bez prania, ale jest o wiele lepiej. Co do przestrzeni, nie wygląda jak z auta klasy średniej. 



Tu efekt jest mało spektakularny. Jak już wspomniałem, właścicielka dbała o wnętrze.



Za deską taki ciekawy schowek. Mało praktyczny, jeśli chodzi o sięganie do niego podczas jazdy, ale można schować tam coś, co jest potrzebne pod ręką, ale nie zbyt często.



Bagażnik odkurzony, ale 380 litrów to raczej wynik kompakta w wersji hatchback. Mondeo ma 550 l. , a Focus sedan- 470 l. Nie wiem, skąd tak niewielki bagażnik w Volvo. 



Zabezpieczenie:
Suchy i odtłuszczony lakier, zarówno ten na karoserii, jak i ten na felgach, zabezpieczyłem zwykłym Quick Detailerem. Podbije on głębie koloru, ale również zabezpieczy lakier przed zabrudzeniami, oraz stworzy powłokę hydrofobową podobnie jak wosk twardy, ale na krótszy okres.

Preparatem typu QD został pokryty zarówno lakier na karoserii... 




...jak i ten na 17- calowych felgach aluminiowych. 



W tym przypadku tylko na około miesiąc. Tyle zwykle wystarcza, żeby znaleźć nowego właściciela.😉 Ten na szczęście zdecydował się szybciej. Najwyraźniej spodobało Mu się auto, a ja  tylko trochę w tym pomogłem.

Czernidło to prosty w aplikacji, niedrogi produkt, który sprawia, że opona nie tylko wygląda jak nowa, ale łatwiej utrzymać ją w czystości. 




Podobnie jest z nadkolami, ale również innymi, nielakierowanymi elementami zewnętrznymi. 



Opony oraz inne czarne elementy zabezpieczyłem czernidłem. Dzięki niemu opony oraz plastiki zewnętrzne znów są czarne i nie będą blakły w słońcu, a sam preparat pomoże w utrzymaniu ich w czystości. Trwałość jest podobna do preparatu typu QD, zależnie od pogody podczas eksploatacji auta, ale zwykle około miesiąca.


Komora silnika:
W takim stanie zastałem komorę silnika. Nie ma tragedii, ale mi się nie podoba. Nie mogę tego tak zostawić. 




Na koniec wisienka na torcie. Komora silnika, która nawet w 10- letnim aucie może  wyglądać jak nowa. Oczywiście sam silnik jest nieruszony, żeby nowy właściciel nie pomyślał, że jest umyty z powodu wycieków. Silnik powinien być naturalnie przykurzony, ale plastikowe osłony, o które można zadbać, mogą być czyste, pachnące i oczywiście zabezpieczone powłoką na jakiś czas. W tym przypadku wystarczyła chemia do plastików i dressing.


Taka komora silnika jak na zdjęciu poniżej z pewnością bardziej spodoba się potencjalnemu kupującemu. Zwykle mało kto zwraca uwagę na tę część auta podczas eksploatacji i czyszczenia, ale lepiej dmuchać na zimne. 
Volvo wygląda bardzo dobrze, a na efekt końcowy właścicielka czekała 4 godziny. Gdyby auto miało zostać w obecnych rekach, należałoby jeszcze wyprać wnętrze, a lakier pokryć jakimkolwiek, bardziej trwałym woskiem. Proponowałbym przynajmniej taki na 6-12 miesięcy. Trwałoby to dłużej, ale auto dłużej prezentowałoby się ładnie. W tym przypadku, ma się podobać potencjalnym kupcom i dobrze myć w takzwanym międzyczasie. Niemniej jednak, to Volvo S60 musiało spodobać się kupcowi, ponieważ Pan, który go oglądał, w końcu go kupił. Życzę powodzenia byłej właścicielce i szerokiej drogi temu obecnemu. Poniżej- efekt 4 godzin mojej pracy... 

Ten charakterystyczny, trochę agresywny przód nawet po 10 latach wygląda świeżo. 




Jak na limuzynę klasy średniej, linia boczna S60 jest dość sportowa, zahaczająca nawet o sylwetkę aut coupe. Pasuje do agresywnego przodu. 



Nawet tu jest czysto i świeżo. Nie potrzebny jest wlew bezkorkowy, aby nie pobrudzić sobie rąk podczas tankowania. 



To trudny kolor, ale udało wyciągnąć się choć trochę głębi i połysku. 4 godziny temu nic na to nie wskazywało. 







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

VW Passat B5 FL 2005r. Powrót z wakacji bez stopów.

VW Golf 7 vs VW Passat B8 Auto Detailing

VW Passat B5 FL 1.9 TDI 2005r.

Volkswagen Passat B5FL 2005r. Awaria na urlopie...

Mercedes S320 CDI W220 2001r.

Skoda Kodiaq 2.0 TDI 2020 r.

Cennik 2024.👍

Volkswagen Passat B8 2.0 TDI 2016r.

Alpina B3 3.3 R6 2002 r.

Stłuczka Passata cz. II